Największy problem Blood Drive jest brak zdecydowania twórców. Zdaję się co chwile zmieniać koncepcje czy robią pastisz w stylu Tarantino i Rodrigeza, czy faktycznie wysokobudżetową produkcję z pogranicza sci-fi i horroru. Niewątpliwie obcujemy tu z dziełem klasy D – fabuła jest miejscami kretyńska, logika gwałcona równie często co krew leje się na ekranie, a dialogi powodują skręt jelit. Mimo to tę głupotkę ogląda się zupełnie dobrze, klimat i estetyka dają radość, a tempo akcji nie pozwala się nudzić. Twórcy nawet próbują tu dać patos i jakieś przesłanie, choć tylko podkręcają kiczowatość całości. Jest to ewidentnie dziwna, ale dobrze wyprodukowana mieszanka bawiąca się stylistyką. Męczące są niektóre patenty montażowe i operatorskie, choć to zapewne zamierzonym środkiem stylistycznym. Na pewno nie jest to pozycja dla każdego i nie jest to ten poziom co wspomniany duet Tarantino i Rodrigeza. Ale suma sumarum… podobało mi się to coś i jeśli nie masz nic przeciwko krwiożerczym silnikom na wyścigu krwi transmitowanym przez złą korporacje Serce… to i Tobie się spodoba.