Nikt jak ludzie z BBC i Channel 4 nie potrafi w dystopię na potrzeby telewizji. Brytyjczycy udowadniali to już wielokrotnie – In the Flesh (9/10), Utopia (9/10), Black Mirror (S01 – 9/10, bezbłędny S02 wraz z odcinkiem specjalnym – 10/10…). Tu nawet Netflix ze swoim nieograniczonym wręcz budżetem poległ i gdy przejął od tych drugich prawa do Black Mirror nie podołał – z arcydzieła skończyło się na niezłym serialu (S03 – 8/10, S04 – 7/10, S05 – 7/10 + nie licująca z poziomem całości gra-film Bandersnatch – 5/10). Tym razem z brytyjskiego duetu to nobliwe BBC odpala prawdziwą bombę, która w Polsce eksplodowała niedawno w HBO (ostatni odcinek miał premierę w niedziele).
Godny następca Black Mirror.
Rok za Rokiem to rewelacyjny dreszczowiec sci-fi, ogniskujący wielkie problemy świata przez pryzmat jednej, modelowej, brytyjskiej rodziny, której historię pokazano na przestrzeni lat.
Opowieść o przyszłości jeszcze nigdy nie była tak aktualna. Autor scenariusza – Russell T. Davies (Skandal w angielskim stylu – 6/10, Doctor Who) – zadbał o to by świat bohaterów serialu niezwykle przypominał to co znamy z ekranów telewizorów, mniej lub bardziej wiarygodnych portali internetowych i społecznościowych oraz naszej codzienności. W zasadzie punkt startu opowieści, sprawia wrażenie – przyszłość była wczoraj – a każdy kolejny skok w czasie, którymi serial jest usłany, pokazuje jak wszystko nieuchronnie chyli się ku upadkowi. Kryzys ekologiczny – jest, kryzys ekonomiczny – jest, kryzys uchodźczy – jest, populizm – jest, niekontrolowany rozwój technologii – jest, upadek mediów – jest, wreszcie widmo wojen – klasycznych, hybrydowych i teleinformatycznych, upadających krajów – jest. A to nie wszystko bo – jak to w dystopicznych historiach bywa – świat wali się spektakularnie i metodycznie.
Zaczynamy więc od Brexitu, a potem oglądamy wiwisekcje z upadku całej Europy, ale i USA. W jednym kraju do władzy dochodzą prawicowi populiści, w drugim lewicowi. Na wschodzie swoje robi Rosja zajmując Ukrainę i tylko w całej tej historii przemilczano Chiny – co jest chyba jedynym zarzutem do tła geopolitycznego scenariusza. I pewnie przeciętny miłośnik Konfederacji, czy innych “żeby było jak kiedyś, i w ogóle Polska jest najważniejsza, a Ameryczka Grejt Egejn, kościół, strzelnica, biała polska narodowa” będzie mógł, słusznie poniekąd krzyczeć że sporo w tym wszystkim propagandy z pod szyldu #neuropa, ale powiedzmy sobie szczerze – to właśnie serial stworzony po to by szuria miała okazję w ciekawej formie zobaczyć jakie skutki mogą przynieść światu ich idole, a przekonanych rozgrzać najbardziej czarną wizją najbliższej przyszłości. #4konserwy nawet nie muszą się oczywiście zgadzać na przedstawioną wizję, ale może chociaż założą pewne ewentualności i ograniczą bezkresne zaufanie do swoich szemranych liderów. Zresztą tu po prawdzie nie ma naginania rzeczywistości, może trochę hiperbolizowania, ale to w końcu sci-fi.
I choć chwalę tempo całości – świetny zabieg ze skokami w czasie w postaci zlepek wideo z rodzinnych sylwestrów i fragmentów newsów telewizyjnych – to jednak ostatni odcinek spokojnie można by rozbić na dwa, a nawet trzy. Tempo jest tak podkręcone, że gdy dochodzi do przełomu w opowieści, można mieć poczucie przypadkowości, a nawet sporego niedomówienia. Nie zrozumcie mnie źle – to nie jest zły finał, tylko chciałoby się to przeanalizować i przeżyć dogłębniej.
Dobry serial, to nie tylko świetny scenariusz. Ten podany w realistycznej wizji świata przyszłości, nie idzie nigdzie na kompromisy realizacyjne, przy – jak zakładam – dość przeciętnym budżecie. Technicznie jest bardzo dobrze, zdjęcia, montaż, wstawki telewizyjne. No i świetna obsada – brawurowa Emma Thompson w roli bardziej inteligentnego Trumpa w połączeniu z jeszcze bardziej cynicznym Faragem i.. w zasadzie tu nie ma kiepskiej roli więc pozwolę sobie odpuścić wypisywanie i ocenianie wszystkich. Każda postać to przemyślana i autentyczna konstrukcja zarówno na papierze jak i w interpretacji aktorów. Przy okazji twórcom trzeba też pogratulować odwagi, bo potrafią nagle uśmiercić bohatera, który zazwyczaj jest jednym z pewniaków do pozostania żywym do ostatniego odcinka.
Ja jestem bardzo mile zaskoczony tą produkcją zarówno w warstwie artystycznej, jak i od strony – że tak powiem – merytorycznej. I polecam ją Wam serdecznie, niezależnie czy jak i ja jesteście fanami dystopicznych wizji. Duża rzecz i aż dziw że o niej tak cicho. W tym roku, z całą pewnością jedna z pozycji obowiązkowych.