8/10 | Watchmen (2009)

Bardzo miłe zaskoczenie, nigdy przedtem o tym komiksowym uniwersum nie słyszałem. Moje oczekiwania były więc żadne, a tymczasem reżyser Zack Snyder (300, Suckers Punch) od pierwszej sekundy udowodnił że wybór filmu na piątkowy wieczór był trafny. Klimatem i estetyką najbliżej mu do Sin City, może troszkę do nowszych Batmanów, ale to tylko w kwesti estetyki grozy. Co w tym filmie jest najlepsze? Zdjęcia i muzyka. Co do tej drugiej twórcy zdecydowali się na prosty, ale za to jak skuteczny patent – wziąć co głośniejsze utwory epoki i nimi zbudować gdzie trzeba narracje. A dobór jest świetny od „Sound of Silence” Simona and Garfunkela po „Koyaanisqatsi” Philipa Glassa i robi to super robotę. Druga i jeszcze bardziej znacząca zaleta to zdjęcia, a w zasadzie cały „pakiet” wizualnych doświadczeń od operatorki, przez montaż, efekty specjalne na scenografii i kostiumach kończąc. Głównym adresatem pochwał jest chyba Larrygo Fonga (Lost, 300, Sucker Punch, Iluzja) bo oglądając inne jego dzieła można mniej (Lost) lub bardziej (Sucker Punch) doszukiwać się takiej samej, zakręconej estetyki. Wszystko się nam miesza, lata 30, cyberpunk, różne komiksowe wyobrażenia i dużo realistycznego brudu. W warstwie scenariusza nie są to może jakieś wyżyny, ale przecież mówimy o komiksie. Sami bohaterowie bardzo ciekawi i mniej banalni niż najbardziej znane postaci komiksowe. Ich niejednoznaczność – każdy z nich ma jakąś skazę – dodaje im realizmu i wiarygodności. Świetna jest też narracja gdy poznajemy anonimowych dla nas bohaterów dopiero po dłuższej chwili obcowania z nimi i w zasadzie nigdy do końca. Kolejny plus – osadzenie w realiach zimnej wojny choć mało precyzyjne to jednak wiarygodnie pokazane (pięknie jechane po Nixonie, od Futuramy tego nie widziałem). Aktorsko nikt mnie nie porwał, jednak trudno przebić się przez pancerz takiej estetyki. No może Rorschach (Jackie Earle Haley) i Jedwabna Zjawa (Malin Akerman) są warci wyszczególnienia. Co nie znaczy że aktorsko jest średnio, nie! Świetnie zagrany Komediant (Jeffrey Dean Morgan) jest do porzygu komiksową postacią. Dla jednych będzie to wada, ja szukam jednak czegoś wybijającego się z tej plastikowej estetyki (stąd dwa wyróżnienia). Słowem aktorsko jest dobrze, dla mnie trochę nazbyt w komiksowej stylistyce.

Za estetykę, muzykę i niezły scenariusz śmiało daje 8/10 i polecam, choć raczej fanom komiksów. Warto obejrzeć.