6/10 | Pasażerowie (2016, org. Passengers)

Tuż po obejrzeniu tego filmu czułem się w pełni zadowolony, odnosiłem wrażenie że właśnie obejrzałem poprawne sci-fi (to komplement), o uroczej parze szczęśliwców, pechowców i w zasadzie jest super. Zwyczajnie, poprawny film z tego gatunku, wart polecenia fanom sci-fi. Z czasem jednak euforia opadła i zacząłem dostrzegać pewne niedociągnięcia, a w zasadzie niewykorzystane pola. Nie wpłynęły one znacząco na ocenę, a jednak dały do myślenia czym mógłby być, i do czego predyspozycje ten film miał..

Pierwsza połowa filmu – bez zarzutu, dobre granie emocjami, napięciem, ciekawie pokazane jak będziemy podróżować między planetami. W prosty sposób podjęto kilka poważnych problemów filozoficznych i cywilizacyjnych, w tym tych z którymi człowiek wkrótce na pewno będzie musiał się zmierzyć. Tu wszystko się zgadza, zarówno scenariusz, jak i aktorzy. Może trochę zbyt długo to trwa, jednak nudy nie odczułem.

Druga część choć równie dobrze radzi sobie z napięciem i dawkowaniem emocji, to jednak nie wykorzystuje potencjału wypracowanego w pierwszej połowie. Film jest spójny i zrealizowany względnie realistycznie jednak tajemniczość awarii, która jak pierwszy klocek domina powoduje wszystkie zdarzenia, aż prosi się o wykorzystanie i wyjaśnienie. Już od pierwszych sekund, buduje się wokół tego tajemnice i atmosferę godną ciekawej puenty, którą to jednak w drugiej części wyjaśnia się jako slot przypadkowych zdarzeń. Pomijając budowanie napięcia i atmosfery tych następujących po sobie awarii wszystko zwyczajnie nie trzyma się kupy zarówno fabularnie jak i technicznie. [Spojlery] Ot nagle systemy padają jeden za drugim z powodu – jak okazuje się pod koniec – poważnej awarii reaktora. Gdzieś na początku obok uszkodzenia reaktora, wyłącza się też jedna z kabin kriogenicznych – nasz główny bohater. Ale nie, że nagle się psuje, tylko systemowo od-hibernowuje pasażera i uruchamia następne systemy jak gdyby planowo zbliżali się do celu. Równie wygodnie dla scenarzystów psuje się też system diagnostyki statku. Całościowy, bo przecież potem gdy nagle odmraża się jeszcze jeden członek załogi (znów wygodnie dla scenarzystów) to okazuje się że zdiagnozować można wszystko, z tym że ręcznie i każdy moduł z osobna. Jako że po za tą wiedzą nasz dodatkowy bohater nie jest potrzebny fabule, autorzy scenariusza wykombinowali że jego kapsuła była bardziej uszkodzona i nasz nowy kolega – dawno nie widziany Laurence Fishburne –  umiera z powodu rozlicznych urazów ciała które to wyrządziła mu kapsuła. Oczywiście kolejne systemy psują się tak, że początkowo nasi główni bohaterowie na to nie zwracają uwagi – jakieś mniejsze glich w interfejsie statku, nagłe zatrzymania wind (ładnie budujące atmosferę tajemniczości). Dopiero gdy budzi się wspomniany nieszczęśnik który chwile później ginie, wszystko zaczyna się psuć już spektakularnie. Oczywiście uszkodzony reaktor powoduje, że maszyna do płatków pluje płatkami, a mechaniczny barman widowiskowo wali głową w bar. W Czarnobylu na pewno trolejbusy w wynik awarii reaktora jeździły bokiem. I choć jest to wszystko nierealne, liczyłem że prawdziwą przyczynę – która uwiarygodni te niezwykłe zachowania statku – poznamy za chwilę. Liczyłem że wytłumaczą się sztuczną, może obcą inteligencją która złośliwie przejmuje stopniowo statek, a może spiskiem (wirus w systemie?) jeszcze na ziemi przeciwko któremuś z pasażerów, czy całej misji… [/Spojlery] W każdym razie można było to widowiskowo spuentować,  poprowadzić, wyjaśnić. Tymczasem wyszedł wygodny, techniczny bełkot. Choć akceptowalny dla przeciętnego widza… 

Dobrze pociągnięty wątek tajemnicy mógł podnieść ocenę, ale jego brak nie skreśla go jako poprawnego sci-fi. Reżyser Morten Tyldum (Gra tajemnic, Łowcy głów) wykonał dobrą robotę, wykorzystując na maksa scenariusz Jon Spaihts (Doktor Strange, Prometeusz) który jest poprawny, a mógł być bardzo dobry. Dobre role Jennifer Lawrence i Chrisa Pratta, a może najbardziej drugoplanowa postać Michaela Sheena, niezła muzyka, świetna warstwa wizualna. W „Pasażerach” czuć duży i dobrze wykorzystany budżet. 

Dwie godziny dobrej rozrywki, z niewykorzystanym potencjałem. Raczej dla fanów sci-fi, choć wątki thrillera psychologicznego i romantyczny mogą zachęcać szerszą widownię.