7/10 | Dziewczyna w sieci pająka (2018, org. The Girl in the Spider’s Web)

Niestety ilość bzdur techniczno-logicznych jest przerażająca, co irytuje tym bardziej iż wszystkie istotne elementy dla fabuły można było opowiedzieć bez wysiłku w bardziej wiarygodny sposób. Mnie takie rzeczy zawsze strasznie rażą, ale wiem że nie dla wszystkich musi stanowić to problem. I jeśli pominąć te irytujące uproszczenia to mamy do czynienia z dobrym thrillerem sensacyjnym. Co scenariusz uniósł szczególnie to postaci i dialogi, w tej kwestii jest wybornie. Postaci są wyraziste, z pazurem, jest między nimi chemia, a ich potyczki słowne balansują idealnie między mocą, a humorem. Udało się też nadać akcji dobre tempo i utrzymać je bez zbędnych dłużyzn. Cieszą sceny pościgów i akcji, jednak nieco groteskowo niestety wypada finałowa potyczka (czy naprawdę eliminuje się wrogów w kolejności od najmniej ważnego, po najważniejszego, tak by ten ostatni zawsze miał szansę uciec?!).

Sprawdza się Claire Foy, jako główna bohaterka. I choć to paradoksalnie najgorsza Lisbeth spośród wszystkich ekranizacji serii – wiadomo – najlepsza była Noomi Rapace, dalej Rooney Mara – to Foy tworzy wiarygodną postać, z nowym, świeżym spojrzeniem na tę postać. Pewnie gdybym nie znał innych aktorskich pomysłów na mroczną hakerkę z Oslo, tylko bym chwalił. Niestety o wiele słabiej wypada Sverrir Gudnason który na tle innych Mikaelów Blomkvistów wypada zwyczajnie nijako. Z aktorskich kreacji zwrócić koniecznie uwagę trzeba na Lakeith Stanfield, który świetnie wykorzystał, wdzięcznie napisaną rolę agenta NSA. Generalnie castingi udane i wszystkie plany grają jak należy.

Dodatkowe atuty, to świetne lokalizacje i zespół operatorsko-montażowy. Zupełnie nie pamiętam jednak muzyki.

Muszę się z Wami podzielić myślą która nawiedziła mnie w trakcie projekcji. Odniosłem mianowicie wrażenie że że twórcy bardzo marzyli o napisaniu scenariuszu do nowego „Batmana”, ale że produkcja na myśl o kosztach takiej franczyzy dostała zawału, a scenariusz mimo to już się pisał i zdawał całkiem obiecujący… no i franczyza „Millenium” leżała zakurzona z karteczką “oddam za darmo”, pod przekreślonym napisem “przecena” nie pozostało nic innego jak szybko dostosowali historyjkę do wymogów tego uniwersum. I właśnie tak powstała „Dziewczyna w sieci pająka”. Jak obejrzycie film to takich quasi-batmanowych (czasem też quasi-bondowskich) kalek zobaczycie masę. Ja nawet nie mówię że takie inspiracje – bo że było to jestem pewien – to źle, zwyczajnie mnie to spostrzeżenie rozbawiło.

Trochę sobie oczywiście kpię, ale żeby nie wyszło że tylko wyśmiewam – poza nieścisłościami scenariuszowymi to jest naprawdę udany film akcji. I mimo, że najgorszy z wszystkich osadzonych w świecie Lisbeth Salander to serio mogło być gorzej, a wyszło całkiem dobrze. Ja się dobrze bawiłem.