8/10 | Czwarta władza (2017, org. The Post)

Etos dziennikarski w kontrze do konieczności zarabiania na warsztacie, do tego walka z złą władzą i próbami cenzury, ale też zwykłym strachem. W obsadzie Meryl Streep, Tom Hanks, Sarah Paulson, Bob Odenkirk, a to wszystko u Stevena Spielberga. Czy to mogło się nie udać?
 
Rewelacyjnie budujący napięcie scenariusz – Liz Hannah i Josh Singer (Spotlight) -, najwyższej próby scenografie, doskonale napisane dialogi… to potwierdzenie że się udało. Udały się też świetne zdjęcia (Janusz Kamiński) – scena gdy Streep grająca Kay Graham rozmawia przez telefon, a kamera przy suficie powoli ją okrąża – perełka. Trzeba też zaznaczyć świetne wykorzystanie aktorów, dotychczas kojarzących się głównie ze światem seriali. Paulson, Odenkirk to tylko jedne z wielu przykładów.
 
Spielberg. Czy można od niego wymagać więcej? Należy, bo jego nazwisko jest gwarancją że wszystko będzie dobrze. Co zatem winduje ocenę z 7 do 8, a jeśli mam być precyzyjny do 8,5/10? Na pewno tematyka którą bardzo lubię. Nie bez znaczenia jest też napięcie, które wszak trudniej wywołać gdy z góry znamy finał. No i piękne granie nienachalnym i nie tandetnym patosem – scena gdy Ben Bagdikian’owi, pokazuje Ben Bradlee’owi, a ten skolei Kay Graham wydania wielu amerykańskich gazet publikujących w geście solidarności ten sam raport co Washington Post, a także wcześniejszą publikację New York Times, albo podanie wyroku Sądu Najwyższego i jego uzasadnienie słuchane via telefon w redakcji… niezwykle satysfakcjonujące.
 
Piękny film o pięknym zawodzie, ku pokrzepieniu serc w dobie upadlania mediów. Swoją drogą nie przypadkowo Trump często porównywany jest do Nixona. Aha, muszę odświeżyć sobie niedługo „Wszystkich ludzi prezydenta” (1976) oraz zobaczyć po raz pierwszy „Piątą władzę” (2013)