8/10 | Wilcze echa (2019, org. Le chant du loup)

Wzorowy przykład kina wojennego, z akcją toczącą się pod wodą. Świetnie zagrany i wizualnie bezbłędny – nie wiem ile Francuzi mieli budżetu, ale od strony technicznej nie ma żadnej skuchy czy kompromisu. Scenariusz trzyma w napięci od samego początku – pierwsze 20 minut 10/10 – do samego końca, choć niestety sam finał wydaje się być nieco naciągany i psuje całość. Nie chce spoilerować więc ograniczę się do tego, że gdyby traktować finał dosłownie (a tak chyba chce twórca) to wyraźnie jest bardzo wygodny dla scenarzysty i w przeciwieństwie do całej reszty mocno naciągany względem rzeczywistości. No chyba że zdarzenia z ostatnich minut to tylko sen bohatera… ale jeśli iść w tą stronę to raz, że tego w ogóle nie zaakcentowano, a dwa, że mocno kłóci się z przesłaniem.

Bo tu trzeba wskazać iż mimo że obcujemy z rozrywkowym kinem akcji, to film bardzo poważnie traktuje temat konfliktu zbrojnego i niezwykle świeżo podchodzi do problemu poruszonego w legendarnym Doktor Strangelove, lub jak przestałem się martwić i pokochałem bombę (1964, org. Dr. Strangelove or: How I Learned to Stop Worrying and Love the Bomb) [8/10].

Trzeba też docenić rewelacyjny casting – wszystkie główne role są wzorowe. I tu nie ma co się co rozpisywać – perfekcyjnie zagrany film.

„Wilcze echa” spodobają się zarówno miłośnikom kina akcji, jaki i poszukującym w kinie moralnych rozważań. Na obu polach nie zawodzi, a to jak idealnie trzyma w napięciu winduje go do absolutnej czołówki gatunku. Mam problem z finałem, ale nie zmienia to faktu że będę do tego tytułu wracał. Francuzi to jednak potrafią w ósmą muzę…