7/10 | Birdman (2014)

Birdman ma zajebiste flow! To jak płynie się przez ten film jest jego największą zaletą. I nie wynika tylko z markowania wielkiego master shota; zdjęcia i montaż, w ogóle cała technika operatorska, robią tu piorunujące wrażenie, jednak tylko podkręcają, razem zresztą z świetnie dopasowaną muzyką, dynamizm akcji. Co jest zatem głównym katalizatorem? Scenariusz? Gra aktorska? A może jednak zdjęcia, lub muzyka? Nie wiem. Wszystko się tutaj „zgadza”. Zatem chyba synergia wynikająca z ich połączenia daje to coś. Dlaczego to podkreślam? Przecież tak powinno być zawsze. A no bo dawno nie widziałem takiej spójności i takiego efektu finalnego dla całego filmu – brawa dla reżysera.

No dobra, to dlaczego tylko 7/10? Bo mimo całej nieszablonowości scenariusza, próby łamania schematu, cały czas krąży wokół banału. Sorry… historia głównego bohatera choć świetnie zagrana, mistrzowsko plastycznie rozegrana, bla bla, och i ach… jest wtórna, nudnawa, karykaturalnie zwyczajna i nie wiele wnosi. Celowano w coś jak Donie Darko, ale udało się tylko technicznie. Jest flow, nie ma mocy. W ogóle dysonans między drastycznymi uproszczeniami, a próbami quasi-poetyckimi drażni.

Jak wyjdzie na DVD kupię i obejrzę jeszcze raz i może jeszcze podbiję ocenę – na razie solidne 7/10 za niespotykaną spójność wszystkich elementów sztuki filmowej. Absolutnie polecam bo ogląda się wyśmienicie.