8/10 | Prezydent (2014, org. Le Président)

Le Président

Choć trailer rozbudził nadzieje i apetyt na dobre kino, to obawy wzbudzało że to produkcja stricte telewizyjna, a to często determinuje marność. Nie tym razem, w zasadzie gdyby nie informacja o „produkcji telewizyjnej” w filmie bym tego nie spostrzegł. Nie ma żadnych kompromisów podyktowanych budżetem, raczej sukcesywne realizowanie założeń.

Film opowiada historię kaukaskiego dyktatora i jego kilkuletniego wnuka chowanego na następce wodza. Ich losy to hybryda Łukaszenki (i jego syna Kolii) – oni byli, zdaje się, protoplastami postaci – z Mu’ammar al-Kaddafim – jego losy w tym smutny koniec, to z kolei luźny pierwowzór dla wydarzeń – umieszczona w kaukaskiej szarzyźnie. Dystrybutor filmu pisze o odpowiedzi na „arabską wiosnę”, w filmie jednak nie wiele jest o samej rewolucji, jej tle, czy przebiegu. Skupiono się tu wyłącznie na symulacji zachowania ex dyktatora ukrywającego się wśród swoich ofiar przed nowymi (nie wiadomo w zasadzie czy lepszymi) władzami. Pozwala to dogłębnie wczuć się w role bezwzględnego dyktatora, który pozbawiony wszystkiego walczy o życie swoje i wnuka. Kiedy zaczynamy się już z nim solidaryzować, twórcy konfrontują nas jednak z kolejnymi zdarzeniami które studzą sympatię. Nie chcę nadmiernie spolerować, tylko podkreślić jak głęboko napisany i nie oczywisty jest profil psychologiczny głównego bohatera.

Początek filmu – majstersztyk, oglądając rozważałem ocenę 9/10. Dziadek dyktator pokazuje rozpieszczonemu, jednak niezepsutemu do szpiku wnukowi, ubranemu w komiczny mundur – miniaturową kopię swojego – na czym polega władza wodza jak każe się tytułować. Edukacja ta polega na wyłączaniu światła w stolicy przez telefon do elektrowni (wymowne). Chwile później, gdy daje się „pobawić” młodemu, zabawę przerywa bombardowanie zaciemnionej stolicy. Dalej scena na lotnisko i ucieczki. Wiarygodne, mocne i świetnie zagrane i tak też pokazane. Dalej jest już mniej wiarygodnie, trochę nazbyt losy bohaterów i świat wokół nich zbyt przekontrastowane. Fikcyjna, kaukaza republika, jest miejscami prymitywniejsza niż afrykańskie państewka; rozumiem że autorom chodziło o wzmocnienie odczucia terroru i beznadziei przeciętnego mieszkańca tej republiki, jednak wydaje mi się że można było to rozegrać wiarygodniej, a równie obrazowo.

Osobną kwestią jest finał z ambicjami filozoficznymi. Nie będę wchodził w szczegóły by nie psuć projekcji, powiem tylko że jest mocny, a zarazem niedopowiedziany co tylko potęguje wydźwięk filmu.

„Prezydent” to film świetny operatorsko. Przejazd limuzyny prezydenta przez ulicę pośród plakatów z wodzem, płonące plakaty jako wejście w rewolucje; orkiestra wojskowa zamieniająca się w szwadron śmierci – instrumenty na broń, rozrzucone instrumenty na lotnisku w długim ujęciu z odjeżdżająca limuzyną i strzałami w tle jako początek ucieczki… Te i wiele innych scen, kadrów zapadnie w pamięci na długo. Są wymowne, choć pozostawiają duże pole na własne domysły. Za kamerą stał, Konstantine-Mindia Esadze. Nie znam jego, podobnie zresztą jak Mohsen Makhmalbaf, czyli reżysera filmu, na pewno jednak zasługują na sprawdzenie pozostałych swych dzieł i oczekiwania na następne. Personalnie trzeba też zauważyć monumentalną rolę tytułową Mikheila Gomiashvilia.

Film polecam zarówno miłośnikom political fiction, analiz społecznych jak i fanów roboty operatorskiej. Obejrzyjcie koniecznie!

Ocena: 8/10
Tytuł oryginalny: Le Président
Gatunek: Dramat, Political fiction
Reżyser: Mohsen Makhmalbaf
Scenariusz: Mohsen Makhmalbaf, Marziyeh Meshkiny
Kraj: Francja, Gruzja, Niemcy, Wielka Brytania

Internet: Filmweb, HBO GO