4/10 | Pokot (2017)

Kino może być sugestywne, ale nie powinno być oczywiste. “Pokot” jest oczywisty i stereotypowy od początku do końca. Kiedy w filmie pojawia się postać negatywna, to musi być brzydka i odpychająca. Kiedy widzimy sympatycznego dobrego młodego bohatera, to jego zachowanie musi przypominać to disnejowskiego Goofiego. Lokalny bonzo, czarny charakter musi być wulgarny i niesympatyczny w obyciu. Świat taki nie jest! Dlaczego nie ma tu postaci nieoczywistych, dwuznacznych, czy choćby przemieniających się podczas trwania fabuły? Dlaczego główna bohaterka jest pokazywana jako bezkreśnie pozytywna postać, a jej grzechy wybaczone są jej bez zająknięcia? Nie chcę spoilerować, ale to jak się film kończy jest zwyczajnie niesmaczne. Dużym problemem są też pojawiające się co chwile w fabule, zupełnie przypadkowe sytuacje które wydarzają się akurat wtedy, kiedy jest to wygodne dla scenariusza, a nie w racjonalny sposób. Ostatnio takie rzeczy widziałem w “Smoleńsku”. Ale to jeszcze nie koniec – największą wadą filmu są dialogi. Tak drewniane i wymuszone że przypominają telenowele typu Klan, a nie kinowy film znanej i cenionej reżyser. “O patrz! Co to takie dziwne?”. Naprawdę widz musi usłyszeć takie słowa z ust bohaterów, kiedy patrzą na światła samochodu w oddali? Całość przypomina polsko-niemieckie produkcje familijne z lat 90’tych typu “WOW!” albo “Tajemnica Sagali”, a przecież to nie jest film dla dzieciaków. Potencjał aktorski całkiem pokaźnej listy znanych i cenionych jest niewykorzystany. O ile Zborowski, czy Krobot potrafią w tych trudnych warunkach stworzyć postaci jakkolwiek wyraziste i ciekawe, o tyle większość ról jest w najlepszym przypadku przezroczysta. Jest też wiele scen zwyczajnie absurdalnie nierealnych, faworytem w tej materii jest wyłączenie MacBook’iem w magiczny sposób, przez informatyka który zajmuje się zabezpieczeniami, wszystkich samochodów w okolicy. Kuriozum.

Czy są jakieś zalety? Tak, trzeba oddać że praca operatorska jest dobra, a lokacje i zdjęcia przyrody ujmują. Dobrze spisali się scenografowie i ogólnie to co widzimy wygląda dobrze i wiarygodnie. Ale to nie wynagradza dwóch godzin absurdów, banałów i głupoty. A szkoda wielka, bo sama historia mogła być opowiedziana w o wiele ciekawszy i poważny sposób. Z tej historii można było zrobić zarówno ponury kryminał, dramat psychologiczny, czy nawet dobry film propagandowy, a wyszła telenowela dla geriatryka. Więcej, można było zachować ten ciepły, delikatny klimat, tylko dlaczego postanowiono zrobić to tak kwadratowo! Jestem mocno zawiedziony, zwłaszcza że „Gorejący krzew” i “W Ciemności” od Pani Holland były rewelacyjne. Przykro.