Ostatnia Rodzina (2016) [8/10]

Ostatnia Rodzina (2016)

To bardzo mocne kino i prawdopodobnie nie trafi w masowego widza wbrew temu jak prowadzona jest jego promocja i co świszczy w prasie. Do samej historii przejdziemy jednak za chwile, najpierw muszę napisać peany na cześć aktorów, operatora i przede wszystkim scenografów.

Wszystkie trzy główne role w tym filmie to majstersztyk. Dużym ułatwieniem były nie banalne postaci, jednak role które stworzyli Andrzej Serweryn (brawurowo!), Aleksandra Konieczna oraz Dawid Ogrodnik zasługują na wszelkie komplementy. To sugestywne, ciekawe, głębokie role które daleko wykraczają ponad to co przewidział sam scenariusz. Brawa.

Także to co się dzieje w warstwie wizualnej zasługuje na duże docenienie. Film ten w niczym nie ustępuje superprodukcją ze stanów – nigdzie nie czuć, tak częstych w Polsce, braków budżetowych. Świetne oddanie klimatu miejsc i czasów, duża atencja dla detali i szczegółów (te sprzęty RTV zmieniające się płynie w raz z czasem!), efekty specjalne których nie widać (podobno wszystkie ujęcia blokowisk oraz widoków z okna są z CGI). Do tego ciasne, często statycznie poprowadzone kadry oddające klaustrofobiczny klimat mieszkania Beksińskich, gdzieś na granicy dokumentalizmu, a sceny teatralnej. Dla miłośników nieszablonowych zdjęć to na pewno łakomy kąsek. Powalająca dbałość o szczegóły i najwyższa jakość warstwy wizualnej; W tej kategorii 10/10.

Jest jednak coś co w poszło jednak nieco gorzej. To dość ważny aspekt, bo mówimy o scenariuszu. O ile nie ma tu żadnych potknięć, czy dajmy na to dłużyzn, to po wyjściu z kina widz zostaje z niczym. Ot, dwie godziny filmu o pewnej rodzinie. Tylko nic z tego nie wyniesiemy, nic po projekcji poza zaznajomieniem się z historią Beksińskich nie zostaje. A i w kwestii wiedzy biograficznej nie jest to wzorowa rzecz. Dopiero szukając więcej o Beksińskich po projekcji, poznałem historie wysiedlenia ich z dworku w Sosnowcu o której w zasadzie słowa nie ma w filmie, a zupełnie zmienia odbiór zachowania Tomasza Beksińskiego przyjeżdżającego do Warszawy, a i pewnie całej dalszej historii. Takich braków jest więcej, przez co widz traci pełen pogląd na tragiczne losy Beksińskich. Także dynamika filmu nie jest równa. O ile do momentu śmierci Zofii historia płynie jednym rytmem, to później zaczyna galopować, by w finale wpaść w chaotyczny nurt, co w efekcie potęguje końcowy efekt zostawienia z – w uproszczeniu – brakiem morału. Ale żebyśmy mieli jasność, to nie znaczy że scenariusz jest słaby, albo że nie warto „Ostatniej Rodziny” obejrzeć. Po prostu jest trochę chaotyczny i nie sili się nigdzie na wspomniane moralizowanie; można nawet założyć że twórcy tak właśnie chcieli. Dla mnie to jednak błąd który wpływa na ogólną ocenę.

Podsumowując, piękny film, z niezwykłymi kreacjami aktorskimi i ciekawą historią, ale i trochę niedopracowanym scenariuszem. Dodatkowym atutem filmu jest soundtrack. Zasłużone Złote Lwy i perspektywa na kolejne nagrody. Film raczej do wytrawnego widza, polecam serdecznie.

ps. scena katastrofy udowadnia, że w przeciwieństwie do partactwa „Smoleńska” można w Polsce zrealizować wiarygodną scenę katastroficzną.